środa, 28 listopada 2012

LOS NIERYCHLIWY, ALE...

Wessała mnie codzienność, natłok zwyczajnych spraw.
Zwykłe zobowiązania przyziemnych ludzkich praw.
Gonitwa za złotówką, by mieć, by móc, by dać.
Codzienna bieganina, by jakoś tutaj trwać.

Każdego dnia się budzę, by przetrwać tę udrękę.
Nie płaczę już, nie walczę,by ktoś mi podał rękę.
Przeżyłam w życiu wiele, nie raz mnie zawód spotkał.
Do przodu pcha mnie wiara, że też mnie szczęście spotka.

Każdemu według zasług, żelazna to maksyma.
Dla tej sprawiedliwości, swoje piekło wytrzymam.
Drżyjcie oprawcy moi, mam w oczach siłę, czary.
Powrócą do was krzywdy, to będą moje... dary.

Jak kiedyś koń trojański, albo puszka Pandory.
Poznacie co to bieda i wszystkie inne zmory.
Los bywa bardzo mściwy, więc jutro, czy po jutrze...
Was też dopadnie w końcu, i pech wam nosa utrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz